Czosnek z Egiptu, jabłka rumuńskie, pomidory też bynajmniej nie znad Wisły. Wspólny mianownik – etykieta „Polski Produkt”. Program Alarm TVP (17.10) ujawnił niebywałą skalę fałszowania informacji o pochodzeniu warzyw i owoców. Nieświadomi klienci płacą za rodzime, a dostają obce.
Polska żywność jest zdrowa i chętnie kupowana – ale czy rzeczywiście sięgając po jabłka, truskawki czy ziemniaki z napisem „Produkt Polski” mamy gwarancję że kupujemy nasze ? – pyta Alarm TVP.
Niedawno opublikowane zostały wyniki Inspekcji Handlowej i UOKiK. Dane delikatnie mówiąc zaskakują, bo polskie wcale nie musi być polskie.
Nieprawidłowości zostały stwierdzone aż w 1/3 sklepów, jest to dość dużo. Dotyczyło około 10 partii warzyw i owoców
– informuje Agnieszka Orlińska UOKiK.
Przypomnijmy:
- „Polski” czosnek z Egiptu, cebula jednocześnie z kilku krajów?
- Takie warzywa spotykamy w naszych sklepach.
- Inspekcja Handlowa sprawdziła oznakowanie warzyw i owoców krajem pochodzenia – wyniki z 18 sieci prezentuje UOKiK .
- Kolejne działania UOKiK dla rolnictwa przedstawimy jutro na spotkaniu prasowym. Zapraszamy w środę o 11. 00.
Nieprawidłowości dotyczyły 31 sklepów (32,3 proc.) sieci: Aldi, Auchan, Biedronka, Dino, Hipermarket Bi1, Intermarché, Kaufland, Lewiatan, Lidl, Netto, Polo Market, Stokrotka i Tesco. 118 partii warzyw i owoców (10,2 proc., kontrola objęła 1162 partie) było błędnie oznakowanych krajem pochodzenia.
61 produktów (5,2 proc. skontrolowanych) było oznakowanych innym krajem pochodzenia, niż wynikało z dokumentów lub opakowań zbiorczych, w tym 31 niezgodnie z prawdą jako produkty z Polski (…). [czytaj wpis: UOKiK: 118 partii owoców i warzyw błędnie oznakowanych krajem pochodzenia >>>]
Raport potwierdził to, o czym producenci żywności mówią od lat.
Ten proceder ma dużo większą skalę niż nam się na początku wydawało i jest to bardzo powszechna metoda firm handlowych czy sklepów wielkopowierzchniowych
– informuje Sebastian Anyszkiewicz, sadownik z okolic Warki.
Drogą pantoflową docierają do nas takie informacje, że wiele towarów przyjeżdża ze Wschodu, z bardzo ciężkiego i dla nas niebezpiecznego rynku, który jest dla nas dużą konkurencją. Głównie chodzi tutaj o towary, które przyjeżdżają z Ukrainy. Nie są one poddane żadnej kontroli, czy to fitosanitarnej, czy na pozostałości środków ochrony roślin
– mówi Łukasz Sosnowski, sadownik z okolic Góry Kalwarii.
Alarm TVP spotkał się z osobami które znają najlepiej nielegalny proceder – kierowcą ciężarówki importującej żywność i pracownikiem hurtowni owoców.
Wszyscy o tym wiedzą co się z tym wyrabia – mówi kierowca ciężarówki importującej żywność. Kierowca opowiedział reporterom Alarm TVP o fałszowaniu informacji na temat pochodzenia ziemniaków i marchwi na przemysłową skalę.
Informacje o procederze potwierdza także pracownik hurtowni:
Niestety mój szef, tak jak i wielu innych skupowych w okolicy ściąga inny towar w big-bagach (w których jest ok. 1 tony jabłek) tirami z Rumunii. Ten towar jakościowo jest bardzo słaby. Jabłka te leżą czasem przez kilka dni na placu i gniją, ponieważ szef czeka na informację o lepszej cenie na zakładzie (nie wiem skąd posiada takie informacje). W momencie sprzedaży te zgniłe jabłka przysypywane są polskimi jabłkami i trafiają do polskich zakładów przetwórczych
– tłumaczy pracownik hurtowni z okolic Grójca.
Skąd taka skala oszustwa ? Przecież Polska jest potentatem w produkcji jabłek – podkreślono w programie Alarm TVP.
Sprowadzany do Polski towar jest często gorszej jakości – wręcz na granicy przydatności do spożycia lub przesycony chemikaliami, dlatego może być tańszy od rodzimego.
Pobraliśmy próby jabłek, które przyjeżdżają do Polski z Serbii, Rumunii, są one przewożone do zakładów przetwórczych, które produkują koncentrat. Pobraliśmy taką próbę jabłek i co się okazało? Wykryto 6 pozostałości środków ochrony, z czego 3 nie są dopuszczone do stosowania na terenie Polski
– informuje Łukasz Sosnowski, sadownik z okolic Góry Kalwarii.
A jak wygląda rozmowa polskich sadowników z sieciami handlowymi ?
Jak informuje Sebastian Anyszkiewicz, sadownik z okolic Warki sadownicy słyszą:
Jeżeli nie chcecie nam sprzedać towaru za taką cenę, którą my proponujemy sprowadzimy sobie ten towar z zagranicy. Nie będzie problemu ze sprzedażą tych produktów, jako polskich. Biorą nas na przetrzymanie, i po 2 tygodniach sadownik musi się zgodzić na każdą cenę, bo nie ma możliwości sprzedaży, sadownik „mięknie”
Sieci handlowe nabierają wody w usta. Nie chcą komentować procederu i przekonują, że skala oszustw jest znikoma. Jeśli kolejne kontrole również wykażą fałszerstwa, to posypią się milionowe kary. Sadownicy spod Grójca już szykują pozew sądowy przeciw jednej z sieci handlowych. Walka o polski rynek trwa – dodaje Alarm TVP.
- źródło: Alarm TVP
Najnowsze komentarze