Są takie lata, że o przetrwaniu sadów decydują tylko konsumenci. Na przykład kupując lokalne owoce. Dla większości sadowników i ogrodników, bez względu na skalę produkcji, to bardzo ciężki sezon, a branżowe być albo nie być rozgrywa się właśnie teraz – informuje wroclaw.tvp.pl
Dolny Śląsk nie słynie ani sadami, ani plantacjami owoców i warzyw. – W skali polski nie jesteśmy sadowniczą potęgą, jesteśmy bardziej postrzegani w innych częściach rolnictwa, a tereny górskie i te pofalowane dają duże możliwości sadownicze, to się przekłada w ilości winnic – tłumaczy Marta Czaplicka z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Winnice i sady poważnie ucierpiały tej wiosny – wymarzły. A kryzys ekonomiczny mocno dotknął całą branżę. Wzrosły koszt produkcji i pracy.
Ludziom trzeba zapłacić bez względu na to, co się stało 23 kwietnia. Co roku ludzie muszą zarabiać więcej, jak stawka idzie do góry. Jak stawka idzie do góry na godzinę, idą akordy do góry. Nie da się tego przeskoczyć – komentuje sadownik Zbigniew Kosowski.
Coraz trudniej dobrze sprzedać świeże warzywa i owoce. – Zaopatrywaliśmy około 60 sklepów. Corocznie. Teraz mamy 20. Małe sklepiki i hurtownie nie dają rady. Zostały sieci, a my nie możemy wejść do dużej sieci, bo mamy za mało towaru – przyznaje Michał Sznajder z gospodarstwa rolnego w Karnicach.
Padł też gigant – Sady Trzebnickie zrezygnowały z sadowniczej produkcji. To ostatni sadowniczy sezon i ostanie owoce.
Do tej pory jakość walczyliśmy, ale w tej chwili niestety polegliśmy – Jerzy Ciołkowski (Sad-Trzebnica Spółka z o.o.).
Małe, rodzinne sady trzymają się – nie mają wyjścia. – Natomiast sadownicy na Dolnym Śląsku mają do zagospodarowania jedną bardzo ważną rzecz, czyli rynek lokalny: truskawka, malina, owoce jagodowe, to jest to, co świetnie sprzedamy lokalnie, a mamy ludzi, którzy chcą kupować lokalne produkty i to jest ta przestrzeń dla sadownika na Dolnym Śląsku – przekonuje Marta Czaplicka.
- źródło: wroclaw.tvp.pl
Najnowsze komentarze