Gdy jedni rolnicy palą opony i rozrzucają po ulicy jabłka, protestując przeciwko „antynarodowej polityce rolnej Warszawy”, inni spokojnie współpracują z Rosją, zakładając wspólne przedsiębiorstwa.
Jak informuje pl.sputniknews.com jednym z takich projektów w obwodzie kaliningradzkim jest sad jabłoniowy powstały w odległości 30 km od polskiej granicy, obok wsi Zarecznoje, w rejonie bagratinowskim. Ten widok robi wrażenie – ponad 350 tysięcy drzewek ustawionych rzędami na bezbrzeżnym polu. (Milion drzewek potrzebować będą sadownicy - szkolkarstwo.com.pl >>>)
Dyrektor polsko-rosyjskiego gospodarstwa „BioTor” Iwan Filippenko nie zawsze zajmował się sadownictwem. Wcześniej importował z Norwegii kamienie budowlane. Do kardynalnej zmiany biznesu – z tłucznia na jabłka! – doszło w 2014 roku, kiedy relacje między Rosją i Unią Europejską popsuły się z powodu „kwestii krymskiej”.
– Mam w nadgranicznym Braniewie partnera, który też daleki był od sadów jabłoniowych, on zajmuje się produkcją brykietów do kominka. Odwiedziliśmy w Polsce najlepsze sady, przeszedłem szkolenie, przy czym nie tylko u specjalistów w Polsce, ale też w Niemczech i Holandii. W 2015 roku kupiłem porzuconą ziemię, w której po upływie 70 lat od wojny wyzierały jeszcze głębokie jamy po kulach lotniczych. Teren został rozminowany, przeprowadziliśmy drenaż i zagospodarowaliśmy pierwsze 50 ha superintensywnego sadu.
Wszystkie inwestycje w projekt są polskie. Pieniądze zainwestował ten sam biznesmen z Braniewa Zygmunt Wajdlejt. Rzecz w tym, tłumaczy Filippenko, że rosyjskie banki nie wydają kredytów pod zastaw posadzonego sadu. A w Polsce taki kredyt, do tego jeszcze nisko oprocentowany, można otrzymać, co też uczynił Wajdlejt. Z drugiej strony państwo rosyjskie w ramach programu zastępowania importu przyznaje na takie projekty subsydia w wysokości 500 tys. rubli (30 tys. złotych) w przeliczeniu na jeden hektar.
Pan Zygmunt doskonale uchwycił moment sprzyjający biznesowi –
jeśli polskie jabłka nie mają wstępu do Rosji, to Rosja sama musi wyhodować polskie jabłko! I on poczynił ten śmiały krok
– komentuje Iwan Filippenko.
Towarzysze zwrócili się nawet do polskich sadowników, żeby przeanalizować, jakie odmiany jabłek dostarczane były z PRL-u do ZSRR. Polscy sadownicy z firmy Arna Grupp wyszli także naprzeciw nowemu wspólnemu przedsięwzięciu: razem z sadzonkami udostępnili rosyjskojęzycznego agronoma Krzysztofa Kockiego, który przez prawie rok mieszkał w Rosji, ucząc rzemiosła pracowników gospodarstwa - czytamy na pl.sputniknews.com
- źródło: pl.sputniknews.com / Czytaj całość >>>
Najnowsze komentarze