Sadownicy w Polsce są w dramatycznej sytuacji. Wszystko przez przymrozki niszczące owoce i postawę towarzystw ubezpieczeniowych, które odwróciły się do producentów plecami.
Apelują oni do resortu rolnictwa o pomoc. - Straty będą milionowe, zbankrutuję - mówi jedna z sadowniczek z województwa mazowieckiego.
Jak informuje next.gazeta.pl wiosenne przymrozki pustoszą w ostatnim czasie polskie sady i plantacje. Co roku ubezpieczają oni swoje uprawy na wypadek gradu i właśnie przymrozków. W tym roku jednak żadne z towarzystw ubezpieczeniowych nie chciało wystawić polis z tego tytułu.
- Mamy brokera ubezpieczeniowego i co roku zawieraliśmy ubezpieczenia od wiosennych przymrozków. To jest za duża skala działalności, żebyśmy tego nie dopilnowali. Natomiast w tym roku ubezpieczyciele, i to tylko nieliczni, zaoferowali nam ubezpieczenie od gradu i było tylko trzygodzinne "okienko" na zawarcie takich polis. Powiedzieli, że jeśli nie zdecydujemy w ciągu trzech godzin, to nawet umów na ten grad nie będziemy mieli - mówi w rozmowie z Next.gazeta.pl sadowniczka, która na 30 hektarach w województwie mazowieckim zajmuje się produkcją wiśni.
Sadowniczka (prosiła o zachowanie anonimowości - red. next.gazeta.pl) dodaje, że z ośmiu towarzystw ubezpieczeniowych, które zajmują się rolnictwem, tylko dwa zdecydowały się zaproponować ochronę, ale tylko przed gradem. Ochrona przed przymrozkami nie wchodziła w grę, mimo że sadownicy wystąpili o ubezpieczenie długo wcześniej, niż nastąpiła fala wiosennych przymrozków.
- To są z reguły pakiety: grad jest oferowany razem z przymrozkami i w tym roku występowaliśmy o to nawet wcześniej niż w poprzednich latach. Rozmawialiśmy o tym trzy tygodnie temu i nie było w prognozach takiej sytuacji, z jaką mamy do czynienia dzisiaj. Oni nam nie odmówili z powodu prognoz, tylko uznali, że ze względu na wczesną wegetację istnieje zbyt duże ryzyko. Tylko to jest właśnie ubezpieczenie od ryzyk, te ubezpieczenia występują także w maju. Zostaliśmy całkowicie sami - mówi w rozmowie z next.gazeta.pl sadowniczka.
Do tej pory 30 proc. zawiązków wymarzło a w następnych dniach może wymarznąć reszta. Prowadzę rodzinne gospodarstwo sadownicze i mamy 30 hektarów wiśni, to jak nam to wszystko wymarznie, to po prostu zbankrutujemy - mówi sadowniczka, która dodaje, że kontaktowano się Ministerstwem Rolnictwa tej sprawie. Resort przekazał, że miało być zorganizowane spotkanie sadowników z przedstawicielami firm ubezpieczeniowych, ale póki co nic się w tej sprawie nie wydarzyło.
Pogoda nadal nie sprzyja #sadownikom. Za nami kolejna noc i poranek z #przymrozki.
— sadownictwo (@sadowniczy) April 23, 2024
Nasze stacje meteo w niektórych regionach kraju odnotowały spadki #temperatur nawet poniżej -4 stopni C ! https://t.co/V2VNz1b8rw
- To jest katastrofa, zostaniemy całkiem bez środków, straty pójdą w miliony. My cały rok zatrudniamy pracowników, cały rok dbamy o te sady, pryskamy je, przycinamy, cały rok ponosimy koszty, żeby raz pod koniec lipca przeprowadzić zbiory. I jeśli my te przychody stracimy, to ja zostaję z samymi kosztami całorocznymi z działalności. Jesteśmy bezradni, bez wsparcia ministerstwa nie będziemy sobie w stanie poradzić w tej chwili i uchronić gospodarstwa przed bankructwem - tłumaczy sadowniczka.
- źródło: next.gazeta.pl
Najnowsze komentarze