"Sytuacja na rynku malin przeznaczanych do przetwórstwa jest dramatyczna" - piszą sadownicy w liście do premiera. Wskazują, że ceny w skupach są bardzo niskie z powodu importu mrożonek z Ukrainy. Jeszcze rok i dwa lata temu ceny były znacznie wyższe.
Eksperci podkreślają, że to czas na zmiany, a maliny to wierzchołek góry lodowej.
Problem na rynku malin czy zboża to "wierzchołek góry lodowej, który pokazuje, że spada nasza konkurencyjność" - twierdzi dr Kraciński.
Rozwinęliśmy się gospodarczo. Mamy wyższe koszty produkcji, w tym pracy i po wielu latach zdobywania pozycji rynkowej w sprzedaży tanich przetworów, powoli ją tracimy. Konieczne są zmiany strukturalne - uważa ekspert SGGW.
- Wyjść z dołka można zmniejszając wielkość produkcji, bo obecna nastawiona jest na eksport na rynki, na których stajemy się mniej konkurencyjni. Z ilości można przechodzić na jakość produkcji, czyli mniej, ale lepiej. Trudno utrzymać obecną wielkość produkcji przy tych kosztach, jeśli w innych krajach można wytwarzać taniej. To budzi negatywne emocje producentów, ale jeśli nie będzie bardziej protekcjonistycznej polityki to taka przyszłość, prędzej czy później czeka sektor - twierdzi ekspert SGGW.
Mirosław Maliszewski odpowiada, że zmniejszenie produkcji nie rozwiąże problemu, bo wtedy wzrośnie import z Ukrainy i Serbii. I nawiązuje do rynku trzody chlewnej, gdzie spadła produkcja, ale nie odbiło się to długoterminowo na wzrost cen.
- Rynek jest nieuregulowany pod kątem rozmiaru produkcji, handlu, cen, umów kontraktacyjnych. Chcemy, żeby sadownik podpisywał umowy z zakładami przetwórczymi na podstawie widełek cenowych. Ze strony zakładów nie ma na to chęci. Sami nie nie chcemy malin za 30 zł/kg, bo to nie odzwierciedlałoby możliwości rynku - ocenia. Maliszewski chce, żeby powstał system kontraktowania, co ma doprowadzić do większej stabilności produkcji. - Po sezonie plantacje będą zaniedbane i zachwaszczone, bo plantatorów nie stać np. na zakup środków ochrony roślin. W przyszłym roku będzie dołek produkcyjny i zwiększy się import z Ukrainy?
Kolejną opcją są alternatywne rynki zbytu np. w Niemczech oraz produkcja malin pod osłonami. To można wykorzystać w przemyśle przetwórczym. Maliszewski ostrzega jednak przed błędnym kołem i znów przypomina, że "ten kryzys spowodował zalew tanich malin z Ukrainy".
Jeśli sadownik ma wybór i może zebrać maliny jako deserowe (sprzedawane w sklepie do bezpośredniej konsumpcji - przyp. red.) lub skierować je do przetwórstwa, to wybierze tę drugą opcję, jeśli cena będzie atrakcyjna. Gdy cena jest niska, to będzie zbierać ją ręcznie jako deserową. I zacznie się kolejny dramat. Rynek deserowy się zapcha, popyt przekroczy podaż - podsumowuje Maliszewski.
Związek Sadowników RP domaga się skupu przez Polski Holding Spożywczy zalegających w chłodniach malin.
- źródło: money.pl / Czytaj całość na money.pl
Najnowsze komentarze