Okazuje się, że sadownicy nie mają łatwego życia, a na horyzoncie nie widać rozwiązań - informuje innpoland.pl
Sadownicy rzadko wiodą spokojne życie. Jak mało kto są zależni od pogody, a ta potrafi płatać figle. Problemów jest wiele. Wiosenne przymrozki wykańczają kwiaty i liście, susza czyni owoce małymi, a z kolei zbyt duże opady doprowadzają do rozwoju różnych chorób. Plagą też są gradobicia, które mechanicznie uszkadzają drzewka. Producenci owoców zaopatrują się w specjalnie sitaki przeciwgradowe czy działa rozganiające chmury.
Magda - sadowniczka spod Grójca - wyjaśnia, że
Na dzisiejsze ceny jabłek ma wpływ ubiegłoroczna pogoda. Przez pierwsze pół roku w sklepach dominowały jabłka zebrane poprzedniej jesieni. Dziś stopniowo pojawiają się tegoroczne, wcześniejsze odmiany. W 2019 r. i teraz jest nieurodzaj z powodu pogody.
Jabłek było mniej, a te które zebraliśmy były często gorszej jakości. Nadawały się tylko do użycia przemysłowego
– mówi Magda.
W jej odczuciu pandemia koronawirusa nie odcisnęła, jak na razie, poważnego piętna na branży. Ominęły ją problemy z dostępem do pracowników ze Wschodu. Jabłka zbiera się głównie w drugiej połowie roku, więc wydarzenia z I i II kwartału roku nie były dla większości hodowców jabłek kłopotem. Zresztą w tym roku drzewka słabiej obradzają, to i rąk do pracy potrzeba mniej.
Tarcia występują też na linii sadownik-pośrednicy-odbiorca. Pośrednicy skupują jabłka od sadowników i sprzedają je sieciom handlowym. UOKiK w informacji z kwietnia 2019 r., przedstawiał, że zysk pośredników oscylował między 10 a 77 proc., sklepy otrzymywały od 9 do 27 proc.
W najgorszym przypadku sadownik zarobił zaledwie 14 proc. końcowej ceny jabłek. Zakładając, że kilogram owoców kosztował 2 zł oznacza to, że mogło się zdarzyć, że rolnik zarobił zaledwie 28 groszy, mimo ponoszonych ryzyk i ogromnego nakładu pracy
– czytamy w informacji.
- źródło: innpoland.pl / Czytaj całość >>>
Najnowsze komentarze