To najgorętszy sezon sadowniczy od lat, bijący chyba ten, kiedy Rosja ogłosiła embargo.
Skupujący jabłka twierdzą, że bankrutują, bo spółka Eskimos im nie zapłaciła, a sami pozaciągali kredyty, by zapłacić sadownikom. Słychać o pierwszym pozwie. Wśród wierzycieli są też przetwórnie – informuje pb.pl
Właściciel tylko jednego z takich podmiotów zdecydował się mówić pod nazwiskiem. Przyznaje, że jest zdeterminowany, by odzyskać pieniądze.
Składam doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez ministra Ardanowskiego w zmowie z zarządem firmy Eskimos z tytułu art. 286 Kodeksu karnego. Nie podpisałbym umowy z Eskimosem, gdyby nie publiczne deklaracje ministra odnośnie organizacji tego skupu. Nie dostałem pieniędzy za zrealizowany skup w grudniu i styczniu - dziś zadłużenie sięga 550 tys. zł – mówi Mirosław Drab z Dra-For.
Jak informuje https://t.co/uOJuKRkcFK: Masakra. Katastrofa. Nikt nic nie wie, poza tym, że trzeba czekać - takie słowa usłyszeliśmy kolejny raz sprawdzając, czy punkty skupu otrzymały zapłatę za #jabłka dostarczone w ramach... https://t.co/EXQrNQkXnm
— sadownictwo (@sadowniczy) 18 lutego 2019
Wziąłem kredyt i zapłaciłem sadownikom. Teraz sam walczę o odzyskanie ponad 500 tys. zł. Jest nas wielu, słyszymy, że pieniądze będą w poniedziałek. Tylko że takich „poniedziałków” było już sporo. Nikt nie chce z nami rozmawiać, jesteśmy odsyłani i zbywani, a firma jest w stanie rozkładu — mówi.
- źródło: pb.pl / Czytaj całość >>>
Najnowsze komentarze