Odzwyczailiśmy się od tego, że na jabłkach można zarabiać. Każdy żyje z dnia na dzień, coś tam się robi, bo oczywiście ludzie są przedsiębiorczy, zaradni, ale nakłady drastycznie wzrosły, a ceny są nie dużo wyższe niż paręnaście lat temu, kiedy koszty produkcji były wielokrotnie niższe — twierdzi w rozmowie z Onetem pan Andrzej Mikołajczyk, sadownik z okolic Grójca. Coraz więcej producentów stawia na instalacje antyprzymrozkowe i sieci przeciw gradowe, ale to wcale nie daje gwarancji zysku.
— W tej chwili wymagania klienta są tak wysokie, że wygląd jabłka ma zdecydowany wpływ na efekt finansowy. Owoce z uszkodzeniami mrozowymi sprzedawane są dla przemysłu, a jabłko przemysłowe jest bardzo tanie — tłumaczy sadownik.
Jak informuje onet.pl sadownik zwraca też uwagę na to, że producenci owoców otrzymują kilkakrotnie mniej pieniędzy, niż te owoce kosztują w sklepach. — To, co jest dla producentów, w porównaniu do tego, co jest w sklepach, ma się w zasadzie nijak. Bywają lata, kiedy jest duży nieurodzaj i wtedy między ceną otrzymywaną przez producenta a ceną jabłek w sklepie różnica jest dwukrotna, i to jest bardzo niedużo. Natomiast bywają lata szczególnie urodzajne i wtedy ta różnica jest dużo wyższa — wyjaśnia.
— Pamiętam taką sytuację z 2018 r. Byłem w Warszawie obok popularnego dyskontu, to była niedziela palmowa, i wszedłem do środka. Jestem udziałowcem grupy, która jako jednego z najlepszych odbiorców ma właśnie ten dyskont. Jabłko na tej tacce kosztowało w przeliczeniu na kilogram 3 zł 79 gr. Sprawdziłem w cenniku dla udziałowców, jaka jest aktualna cena dla mnie. I proszę sobie wyobrazić, dla mnie za to jabłko było 40 gr — zdradza pan Andrzej.
W zeszłym roku plony były stosunkowo niskie, więc ceny, zdaniem sadownika, były dość wysokie. Natomiast biorąc pod uwagę nakłady, jakie trzeba włożyć w produkcję, trudno mówić tu o wielkich zyskach.
— Odzwyczailiśmy się od tego, że na jabłkach można zarabiać. Każdy żyje z dnia na dzień, coś tam się robi, bo oczywiście ludzie są przedsiębiorczy, zaradni, ale nakłady drastycznie wzrosły, a ceny są nie dużo wyższe niż paręnaście lat temu, kiedy koszty produkcji były wielokrotnie niższe
— twierdzi sadownik.
— Udziałowcy w naszej grupie mają trochę łatwiej, bo odbiór jabłek jest w miarę zapewniony, chociaż wcale niekoniecznie. Przepisy są takie, że mamy obowiązek 100 proc. produkcji sprzedać w grupie, natomiast grupa nie ma żadnego obowiązku od nas kupić. Jeżeli w danym sezonie akurat nie ma zapotrzebowania na dany towar na rynku, to wtedy grupa nie musi go kupować — wyjaśnia sadownik.
źródło: onet.pl / Czytaj całość na onet.pl
Najnowsze komentarze