Nadchodzi trzeci sezon sadowniczy bez rynku rosyjskiego. Program wycofywania nadmiaru jabłek się kończy, magazyny puchną, a sadownicy muszą wymieniać drzewka w sadach na nowe odmiany.
Do niedawna polscy sadownicy byli ilościowymi mistrzami świata w eksporcie. Wszystko dzięki rynkowi rosyjskiemu, dokąd płynęło ok. 55 proc. z 1,2 mln ton jabłek eksportowanych z Polski. W 2014 r. Władimir Putin zarządził embargo na żywność z UE i eldorado się skończyło. Największym eksporterem są Chiny.
Sprzedaż jabłek w Polsce od tamtej pory mocno wzrosła, tej zimy jest o 23 proc. wyższa od zeszłorocznej. To jednak nie patriotyzm konsumentów (pamiętacie jeszcze "Jedz jabłka na złość Putinowi"?) miał tu znaczenie, ale zwiększona o blisko 30 proc. produkcja soku jabłkowego i koncentratu, sprzedawanego głównie za granicę. To jednak wciąż za mało, by pokryć straty związane z zamknięcie rynku rosyjskiego.
Dlatego polscy sadownicy zerkają na kolegów z Włoch, którzy radzą sobie lepiej od Polaków, bo ich struktura eksportu jest bardziej rozdrobniona. - Zmusiliśmy ich do tego sami. Wypchnęliśmy Włochów z Rosji, nie byli w stanie z nami konkurować. Zdecydowali się więc na modernizację sadów i skierowali się na rynki azjatyckie - mówi Mirosław Maliszewski kierujący Związkiem Sadowników RP, zarazem poseł PSL.
(…)Najważniejsza jest jednak przebudowa struktury sadów. Bez tego nie uda się nam wejść na nowe rynki – tłumaczy Maliszewski. W ostatnich latach gusty konsumentów się zmieniły. Ci z Unii wybierają głównie bardzo twarde słodko-kwaśne jabłka, "trzaskające w zębach". Ci z Azji, którą chcieliby podbić Polacy, decydują się niemal wyłącznie na jednokolorowe, słodkie.
Takich jabłek, jakich pożąda Azja, jest w Polsce najmniej. Oznacza to, że potrzebna będzie modernizacja na dużą skalę.
- źródło: wyborcza.biz / czytaj całość >>>
Najnowsze komentarze