Jak można zagospodarować odmiany, jak chociażby Idared, które przed wprowadzeniem rosyjskiego embarga były wysyłane na wschód, przede wszystkim do Rosji lub na Białoruś? – pyta Aleksandra Krzysztoszek z EURACTIV.pl Zbigniewa Chołyka prezes Zrzeszenia Producentów Owoców STRYJNO-SAD.
Jak mówi Zbigniew Chołyk
W przypadku takich odmian, jak Idared, Jonagold, ale również Gloster mamy kłopot. Są to odmiany, które królowały wcześniej na rynku rosyjskim. Dziś musimy znaleźć na nie nowy rynek zbytu. Trzeba je więc dobrze zareklamować, aby sprzedać je do innych krajów niż Rosja. Nie jest jednak łatwo namówić klientów na przykład z krajów azjatyckich do jedzenia czegoś, co im po prostu nie smakuje. Dlatego sami musimy dostosować się do rynków i gustów naszych nowych klientów.
Jeśli chodzi o takie rynki, jak północna Afryka, na przykład Egipt czy Jordania, to wszyscy oczekują tam twardych, słodkich i jednolitych kolorystycznie owoców. Na takie rynki sprzedajemy więc Galę, Golden Delicious czy ewentualnie Prince’a (pododmiana Jonagolda – red.). Musimy jednak zapomnieć o produkcji z myślą o eksporcie na dużą skalę Idareda, Glostera i większości pododmian Jonagolda. Trzeba więc zmniejszać produkcję tych odmian, a zwiększać tych, które są na rynku poszukiwane. Nie da się jednak zrobić tego szybko.
Szukamy więc odbiorców także na te odmiany, które do tej pory sprzedawaliśmy do Rosji. Jeśli chodzi o naszą grupę, to sprzedajemy m.in. na południe Europy, w tym do krajów bałkańskich, Rumunii i Serbii, a także na Węgry. Na te rynki trafiają między innymi Idared, Gloster czy Jonagold. Niestety ceny nie są rewelacyjne, ale przynajmniej możemy te jabłka tam sprzedać.
Tym bardziej, że w Polsce nadal jest dużo sadów tych odmian.
Zbigniew Chołyk tłumaczy
To są odmiany, które na naszym rynku dobrze się zadomowiły, Ligol przede wszystkim. Z eksportem Ligola jest już jednak bardzo ciężko, więc Ligol, Jonagored czy Prince to odmiany kierowane raczej na rynek krajowy. Golden Delicious i Gala także powoli się przyjmują na rynku krajowym, choć są odmiany typowo na eksport.
Musimy więc się dostosować. Każdy sadownik powinien zastanowić się, gdzie jego jabłka znajdą odbiorcę. Zanim posadzi się sad, trzeba wiedzieć, gdzie znajdzie się rynek zbytu na przyszłe owoce. Nie chodzi oczywiście o bezpośrednie kontrakty, a o to, jakie odmiany jabłek sadzić i na jakie rynki produkować owoce. Jeżeli jesteśmy nastawieni na rynki azjatyckie, to musimy produkować owoce, które będą charakteryzować bardzo wysokie jędrność i twardość.
Tymczasem my dzisiaj nie wszystko robimy tak, jak powinniśmy, licząc na to, że jakoś to będzie. To myślenie cały czas pokutuje. W tej chwili już któryś rok jesteśmy pod kreską, a nasadzenia idą pełną parą – i niekoniecznie nasadzenia tych odmian, na które jest większy popyt. Ludzie ryzykują. Być może patrzą na jakieś tradycje rodzinne, albo to, jaka odmiana przeważa w regionie. Nie zawsze decyzje o zakładaniu nowych sadów są bardzo dobrze przemyślane.
Jaki jest kierunek rozwoju Państwa Zrzeszenia? Inwestują Państwo intensywnie w odmiany, które sprzedadzą się na nowych rynkach, takich tak Daleki Wschód? Zachęcają Państwo sadowników do produkcji tych odmian, na przykład Gali?
Jak informują Zbigniew Chołyk
Nie narzucamy producentom konkretnych odmian, natomiast oni sami, widzą za które płacimy dwa razy tyle, za które płacimy znacznie mniej, a których wcale nie chcemy. Przez ostatnie dwa lata niechcianą odmianą był Gloster. W zasadzie wysypaliśmy w większości na przemysł.
Jeżeli ktoś nie chce inwestować w trudniejsze odmianami, polecamy pozostanie przy Szampionie czy Ligolu. Natomiast jeśli chodzi o o tych sadowników, którzy są gotowi włożyć więcej wysiłku i wiedzy w produkcję, to zalecamy odmiany bardziej wymagające, takie jak Gala, czy Red Delicious. Są to odmiany, które możemy sprzedać na eksport, ale muszą być naprawdę wysokiej jakości.
Jako grupa już od dwóch lat weszliśmy też w program odmiany klubowej Magic Star. Mamy dziesięcioletnią umowę na założenie sadów tej odmiany. Nasadzenia trwają, to ściśle określona liczba co roku w okresie 10 lat – mamy to wszystko zaplanowane. To jednak opcja dla bardziej wytrawnych sadowników, bo chodzi przede wszystkim o jakość. Poza tym koszty założenia sadu są kilkakrotnie wyższe w przypadku podstawowych odmian, gdzie drzewka są stosunkowo tanie.
Wchodzimy jednak w to z myślą o tym że będziemy mieli droższą odmianę – droższa będzie też produkcja, ale mamy nadzieję że również w Polsce, podobnie jak w innych krajach, odmiana klubowa da sadownikom nowe możliwości ekonomiczne, co przełoży się na dochód.
Wiem, że nie tylko my, ale i inne grupy próbują takich działań. Jest to krytykowane, różnie się na to patrzy, ale nie możemy ciągle dalej sadzić i produkować tych odmian, na które kiedyś znajdowaliśmy rynek zbytu w Rosji czy innych krajach byłego Związku Radzieckiego. My chcielibyśmy, żeby nasze sadownictwo nadal tak wyglądało, ale musimy zupełnie zmienić nasze myślenie.
- źródło: euractiv.pl
Najnowsze komentarze