Kto nie ryzykuje, ten na owocach nie zarabia. Według ostrożnych szacunków jeszcze 300 - 400 tysięcy ton jabłek znajduje się w magazynach. Pytanie tylko, czy w tym sezonie, przetrzymanie owoców, przyniesie zyski, tak jak w ubiegłym, czy zakończy się stratami?
Jak mówi dla Agrobiznesu Jacek Walczak ze Związku Sadowników (Oddział Grójec) aby ocenić jaki w tym roku będzie urodzaj – Jest troszkę za wcześnie bo oczywiście ten pierwszy pąk który w tej chwili się pokazuje – można określić że są to pąki kwiatowe, natomiast o samym plonie no to jeszcze trochę musimy poczekać do samego kwitnienia.
Nie wszystkie zawiązki mogą się okazać kwiatowe. Na pewno duży wpływ na tegoroczne zbiory będą miały ubiegłoroczne upały i susza. Susza była największa czerwiec, lipiec gdzie w zasadzie w czerwcu i w lipcu są zawiązywane te początki pączków kwiatowych – tłumaczy Jacek Walczak Związek Sadowników (Oddział Grójec).
Jak co roku decydujący wpływ na plony będą mieli tzw. zimni ogrodnicy. Pytanie też czy sadowników będzie stać na prawidłową ochronę. Póki, co ceny jabłek tego nie gwarantują, bo eksporterzy grymaszą i wybierają tylko ekstra towar, za który oferują niskie ceny. Niektórzy nie rozpoczęli jeszcze nawet sprzedaży – informuje Agrobiznes.
Ja w swoim gospodarstwie jeszcze nie zacząłem sprzedaży jabłek. Jeszcze mam zapasy w chłodniach. Czekam na lepszą koniunkturę myślę, że się doczekam – mówi Leszek Przybytniak ze Związku Sadowników RP.
Jedyne, co można zrobić w tej sytuacji to zachować spokój. Panika może przynieść wecuj szkody niż pożytku. Jest jeszcze trochę czasu żeby ta panikę rozłożyć która w tej chwili jest wśród sadowników bo mamy jeszcze 3 miesiące handlu – mówi Jacek Walczak Związek Sadowników (Oddział Grójec).
Warto wziąć pod uwagę różne scenariusze przekonują eksperci. To może być pierwszy rok, kiedy jabłka nie zostaną sprzedane. To znaczy one prawdopodobnie będą sprzedane na przemysł natomiast no pójdzie do przetwórstwa jabłko deserowe – informuje Witold Boguta prezes Krajowego Związku Grup i Organizacji Producentów.
Takie ryzyko już teraz powinno dać całej branży do myślenia i dyskusji nad przyszłością polskiego sadownictwa. Stytuacja rynkowa może tutaj być powodem do koniecznych głębokich zmian, jeśli chodzi o nasadzenia, jeśli chodzi o jakość, jeśli chodzi w ogóle o podejście do rynku – mówi Witold Boguta.
Jak podaje Agrobiznes od kilku lat systematycznie wzrasta powierzchnia nasadzeń. 10 lat temu zbiory jabłek wynosiły w Polsce nie całe 2,5 mln ton w najbliższych latach mogą wzrosnąć nawet dwukrotnie – do 5 mln ton. I może się stać to bardzo szybko, bo oprócz powierzchni wzrasta także wydajność. Wydajność w 2006 roku oscylowała w granicach 20-30 ton z hektara a w tej chwili przy dobrym roku i dobrej produkcji w sadzie agrotechniki, którą stosuje sadownik można wyprodukować nawet do 80 ton z ha – mówi Jacek Walczak Związek Sadowników Oddział Grójec.
Ale nawet przy tak wysokiej wydajności trudno zarobić na produkcje owoców. W tym roku największe pieniądze za jabłka dostają sadownicy za wycofanie towaru do organizacji charytatywnych.
Gdyby nie mechanizm wycofywania ceny by były jeszcze niższe, drastycznie by spadły. Głosy wielu sadowników są takie, aby uruchomić kolejne nabory, aby apelować do Komisji Europejskiej. Mamy obawy że tego naboru nowego nie będzie ale nawet jeżeli go nie będzie jeszcze w tym sezonie to chcielibyśmy żeby w nowym sezonie bardzo szybko zafunkcjonował i może na nieco innych zasadach niż do tej pory – informuje Mirosław Maliszewski prezes Związku Sadowników RP.
Jak dodaje Agrobiznes chodzie m.in. o nie spożywcze zagospodarowanie nadwyżki owoców i wykorzystanie ich np. do produkcji energii, ale po wyższych stawkach niż obowiązują obecnie.
- źródło: tvp.pl
Najnowsze komentarze