Pomyślałem że zapytam, bo nie mam pojęcia co się stało i jak na to zareagować. Otóż połowa sadu łutówki mi po prostu nie zakwitła. 4-5 letenie wiśnie chyba najbardziej niezawodnej jeśli chodzi o kwitnienie i owocowanie odmiany, które właśnie powinny dawać najlepszy plon, u mnie wyglądają jak po pożarze. Nawet nie wiem jak się do tego odnieść. W zeszłym roku wszystko kwitło pianą, choć potem g. z tego było - wiadomo, siła wyższa, ale teraz? W okolicy nawet najbardziej zapomniane i zapuszczone sady kwitną wściekle, a u mnie jest dramat, mimo że warunki wydawało by się idealne. Ciekawe jest to, że sad leży na łagodnym wzniesieniu i tam gdzie robi się wyżej, kwitnienie jest normalne, wręcz obfite. Niżej nie ma praktycznie nic. Czyżby tu była przyczyna? Ale jaki to ma sens, skoro w poprzednich latach wszystko kwitło normalnie, a zimy bywały dużo sroższe. Na drzewach jest moc jednorocznych długopędów, na tych długopędach z kolei jest na gęsto pąków które powinny być i wyglądają jak kwiatowe, tyle że... nie ma w nich kwiatów. Pojedyncze kwiatki pojawiają się jedynie na końcach jednorocznych przyrostów i miejscami ciut więcej w środku korony, na pędach 2-3 letnich. Nie mam nawet za bardzo pomysłu, żadnego punktu zaczepienia co może być przyczyną tego stanu rzeczy, a chciał bym bardzo wiedzieć co robić w przyszłości by podobna sytuacja się nie powtórzyła. Wiem natomiast że jeszcze się dobrze nie zaczął sezon wegetacyjny, a ja już wiem że kolejny rok będe dokładał do biznesu, bo owoców ze zdecydowanie najlepszej (wydawało by się) kwatery, zbiorę mniej jak rok temu, gdy wymroziło mi minimum 90% kwiatu. Ktos ma jakiś pomysł? Zdjęcie z "pełni kwitnienia"...