Jaka jest skala dla polskiego sadownictwa problemu napływu z Ukrainy ukraińskiego koncentratu jabłkowego? Czy można się spodziewać znaczącego spadku cen jabłek? – pyta Aleksandra Krzysztoszek z EURACTIV.pl Zbigniewa Chołyka prezes Zrzeszenia Producentów Owoców STRYJNO-SAD.
Jak mówi Zbigniew Chołyk
Każdy przypadek niekontrolowanego napływu towaru, nie tylko jabłek, ale też koncentratu, który nie został poprzedzony ustaleniami, jest zagrożeniem, ponieważ powoduje nadpodaż. Jeśli chodzi o koncentrat jabłkowy, to jak wiem z mediów, do Polski wjechały duże ilości tego produktu i z pewnością może to wpłynąć na ceny.
Wierzę w prawa ekonomii, a konkretnie w prawo podaży i popytu. Jeśli podaż zwiększa się o nieplanowane dostaw koncentratu z Ukrainy, siłą rzeczy tego koncentratu będzie za dużo. Magazyny w przetwórniach mogą okazać się niewystarczające. W efekcie przetwórnie przestaną skupować jabłka przemysłowe. Już wiosną mówiło się, że niektóre przetwórnie się z tego wycofują, a te, które pozostaną i zechcą dokupić towaru, będą prawdopodobnie chciały zrobić to taniej. W pośredni sposób na napływie owoców z Ukrainy stracą więc wszyscy sadownicy.
W filozofii naszej grupy jest zajmowanie się przede wszystkim jabłkiem deserowym. Dziś jednak nie ma jasnej granicy między tym jabłkiem deserowym i przemysłowym. Z całą pewnością cena jabłek przemysłowych wpłynie również, nawet jeśli w mniejszym stopniu, na cenę jabłka deserowego.
U nas jabłka przemysłowe pochodzą tylko z sortowania, ponieważ oczywiście żaden sadownik nie przetrzymuje jabłek tylko dla przemysłu. Te kilku-, kilkunastu-, czasem nawet kilkudziesięcioprocentowe odpady musimy jednak zagospodarować. Każdego miesiąca wysyłamy więc na rynek kilkaset ton ton tego jabłek przemysłowych. Bylibyśmy więc niezadowoleni, gdyby cena spadła.
Chodzi tylko o import koncentratu czy także owoców deserowych?
Zbigniew Chołyk wyjaśnia że:
Jako Polska w poprzednich latach wysyłaliśmy jabłka do wielu krajów i z całą pewnością to my jesteśmy zagrożeniem dla sadowników z innych krajów. Sprzedajemy bowiem jabłka w dużych ilościach i niestety tanio.
Póki co nie słyszałem o imporcie jabłek z Ukrainy czy z innych krajów w takich ilościach, które miałyby wpływ na przykład na cenę – nie ma takich tendencji, jak w przypadku koncentratu. W przypadku jabłek deserowych nie możemy jednak zamknąć granic, bo jeśli zamkniemy granicę na wszystko i dla wszystkich, to całkowicie „ukisimy się” z naszym własnym towarem.
Jeśli chodzi o produkcję ukraińską, nie widzę tu specjalnie jakiegoś wielkiego zagrożenia jabłkiem deserowym. Problem był i jest większy w przypadku innych owoców deserowych, na przykład czereśni. Nie sądzę więc, żeby Ukraina zalała nas swoimi jabłkami czy zaszkodziła polskiemu rynkowi jabłek deserowych, ale rynkom innych owoców tak.
A więc Ukraina nie jest w stanie w tej chwili zagrozić naszej pozycji na na światowym rynku jabłek?
Jak tłumaczy Zbigniew Chołyk:
Ukraina zdobywa nowe rynki, więc jest dla nas pewną konkurencją, ale to jeszcze nie jest ten poziom, aby mówić o realnym zagrożeniu. Musimy pracować nad zwiększeniem jakości i wtedy nie będziemy mieli większego problemu z taką konkurencją, jak ta ukraińska.
Trzeba sobie jednak powiedzieć szczerze, że nie tylko w Ukrainie, ale i w Rosji, i wielu krajach WNP, takich jak chociażby Kazachstan, Uzbekistan czy Białoruś, na masową skalę zakłada się sady i na pewno z czasem kraje te będą coraz większymi konkurentami dla Polski na rynku jabłek.
- źródło: euractiv.pl
Najnowsze komentarze