Nad Wisłą zbiera się za dużo jabłek, uważają niektórzy eksperci. Stąd problemy z zagospodarowaniem owoców i ich niskimi cenami, narastające wskutek wprowadzenia embarga przez Rosję. Tymczasem do produkcji sadowniczej zachęcają unijne dotacje i dlatego sadów przybywa.
W Polsce produkuje się około 4 mln ton jabłek, podczas gdy 10 lat temu było to 2,5 mln ton. Sadownicy hurtowo zakładają nowe sady, ponieważ dopłaca do tego Unia Europejska.
Jak podaje polskieradio.pl zdaniem profesora Eberharda Makosza, przewodniczącego zarządu Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych, zwiększając nasadzenia w zbyt dużej skali, rolnicy robią sobie krzywdę. - Będzie spadek cen i spadek opłacalności produkcji. Żaden kraj tak nie robi, żeby bez ograniczenia, bez przerwy zakładać sady i zwiększać produkcję i w ten sposób obniżać ceny i opłacalność tej produkcji – podkreśla gość radiowej Jedynki.
Profesor Eberhard Makosz uważa, że dotacje unijne na zakładanie sadów powinny być ograniczone, a większość uzyskanych w ten sposób środków przeznaczona na inne cele związane z produkcją sadowniczą. Tym bardziej, że obecnie często korzystają z nich ludzie, którzy nie są specjalistami.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników Rzeczypospolitej, jest przekonany, że zamiast ograniczać produkcję, należy szukać nowych rynków zbytu. - Nie jesteśmy w stanie zapanować nad rozmiarami produkcji, bo ona jest nieregulowana ani prawem polskim, ani unijnym. Można zarówno sadzić bez ograniczeń, jak i likwidować sady bez ograniczeń. Powinniśmy więc szukać alternatywnych miejsc sprzedaży, nowych rynków zbytu, po to aby tę rosnącą produkcję jabłek w Polsce próbować lokować w innych miejscach sprzedaży i wzmacniać naszą sprzedaż na dotychczasowych rynkach – uważa ekspert.
- źródło: polskieradio.pl / Czytaj całość
Najnowsze komentarze