Jan Golonka, prezes Sądeckiej Grupy Producentów Warzyw i Owoców „Owoc Łącki”:
Odpukać, dajemy sobie na razie radę. Sprzedajemy owoce konsumpcyjne głównie do dużych sieci handlowych. Ten kanał dystrybucji funkcjonuje w miarę normalnie, choć oczywiście mamy większe koszty związane z sanitarnymi rygorami.
Jak dotąd – mówi Golonka - najbardziej ucierpieli ci sadownicy, którzy zarabiali głównie na eksporcie.
Jabłka z Sądecczyzny trafiają głównie na południe Europy, do Węgier, Rumunii i na Słowację. Był moment kompletnego załamania się zagranicznego handlu, teraz nieco te ograniczenia się zmniejszyły. Na szczęście zbiory w ubiegłym roku nie były obfite, tak jak na przykład dwa lata temu, więc w magazynach nie ma aż tak dużej ilości owoców.
Jakie straty ponieśli eksporterzy? Na razie trudno to oszacować. Owoc Łącki, zajmuje się nie tylko handlem, ale także przetwórstwem. Rygory mające przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się epidemii utrudniły pracę zakładu.
Nasza załoga liczy blisko osiemdziesiąt osób. Maksymalnie ograniczyliśmy zatrudnienie. Część ludzi związanych z administracją pracuje zdalnie, część wykorzystuje zaległe urlopy, są też matki, które korzystają z przysługującej im teraz opieki nad dziećmi. Absencja sięga czterdziestu procent. Ale najważniejsze, że nikogo nie musieliśmy zwalniać.
Największe zmartwienie, jakie mają teraz sadownicy, to obawa, że w sezonie zbiorów zabraknie rąk do pracy. - Ten problem – podkreśla prezes „Owocu Łąckiego”
dotknie dużych gospodarstw opartych głównie na sezonowych pracownikach z Ukrainy. A przecież już niedługo zacznie się zbiór truskawek, z których u nas w przetwórni produkujemy koncentrat.
źródło: jagienka.michalik@sadeczanin.info / czytaj całość sadeczanin.info >>>
Najnowsze komentarze