Mija sezon zbioru owoców jagodowych i zaczyna jabłkowy. Kryzys wywołany wojną rosyjsko - ukraińską trwa od 2014 roku i pogłębia się od lutego ubiegłorocznej wiosny. Nie dość, że mamy zakaz eksportu na obsługiwany przez nas od kilkudziesięciu lat rynek Rosji, to jeszcze zostaliśmy poddani nierównej konkurencji ze strony taniej, ukraińskiej produkcji.
Do tego dochodzą budzące niepokój informacje z Komisji Europejskiej o rzekomym celowym niszczeniu polskiego sadownictwa, umiejętnie podsycane w swoich partykularnych interesach przez niektórych polityków. W branży są złe nastroje i słabe nadzieje na przyszłość. Wielu młodych szuka dla siebie miejsca w innych branżach, w wielu gospodarstwach brakuje następców. Nieliczni widzą szanse i inwestują, inni trwają w oczekiwaniu na emeryturę, albo inne, lepsze czasy. Większość widzi szansę w upadku innych i swoim przetrwaniu, kolejni w przymrozkach, które mogą skutecznie ograniczyć zbiory. W środowisku trwa dyskusja, jakiej jeszcze nigdy nie było: młodych w internecie, starszych przed kościołami i na rodzinnych uroczystościach.
Najczęściej pojawia się jedno pytanie: Co z importem z Ukrainy?
To zjawisko, którego jeszcze kilka lat temu nie było. Co prawda niektórzy wtajemniczeni mieli wiedzę, że rozwija się tam produkcja, ale większość uważała, że sadownictwo jest tak trudne, że niewielu tamtejszych sadowników będzie umiało wyprodukować owoce dobrej jakości. Jako Związek Sadowników RP mówiliśmy o tym na licznych spotkaniach, ale mało ludzi na nie przychodzi, a część nie brała tego poważnie. Tymczasem Ukraina bardzo mocno rozwinęła uprawę jabłoni, truskawek, malin, porzeczek, czereśni i borówki. Pierwotnie zakładano eksport owoców na rynek rosyjski, ale wskutek wojny została ona skierowana do innych krajów, w tym Polski. Kraj ten z dużego importera stał się liczącym eksporterem i ze swoją ofertą wchodzi nie tylko do nas, ale także na rynki, które z takim trudem zdobyliśmy w ostatnich latach. Rozwiązanie tego problemu może być doraźne lub długofalowe. Doraźne choć najbardziej skuteczne, czyli zakaz importu owoców i przetworów z nich, to jednocześnie najmniej realne. Przepisy dotyczące importu/eksportu to domena Unii Europejskiej i choć kiedyś we współpracy z ówczesnym rządem udało się nam (Związkowi) skutecznie ograniczyć wpływ mrożonej truskawki z Chin poprzez wprowadzenie ceł antydumpingowych, co rozwiązało problem na kilkanaście lat, to w obecnych realiach będzie to trudniejsze. Po pierwsze rząd nie chce za bardzo z nami współpracować, a po drugie nie chce też współpracować z Brukselą. To źle wróży w kwestii administracyjnego ograniczenia importu. Poza tym coraz głośniej mówi się o przyjęciu Ukrainy do Unii, co wręcz uniemożliwi tego typu bariery.
Pozostaje nam więc przyjąć do wiadomości, że pomimo naszego sprzeciwu w najbliższych latach będziemy poddani konkurencji ze strony naszego wschodniego sąsiada. Rywalizacja będzie przy tym nierówna, bo ukraińscy sadownicy mają niższe koszty nawozów, środków ochrony roślin, paliwa, energii elektrycznej i siły roboczej. Korzystając przy tym z najlepszego doradztwa i technologii, będą w stanie wyprodukować owoce nie gorszej jakości od naszych, przy tym kilkadziesiąt procent tańsze. Jak więc z nimi wygrać przy otwartej granicy?
Bez długofalowych, strategicznych działań przegramy. Musimy mieć w ofercie produkt, którego Ukraina mieć nie będzie. Mamy jako Związek kilka pomysłów w tej materii. Bezwzględnie konieczne jest wejście w nowe marki, certyfikaty, innowacyjne rozwiązania. W podobny sposób kilkanaście lat temu bronili się przed nami kraje Europy Zachodniej - głównie Francja, Belgia Holandia i Włochy. Wprowadzili do uprawy odmiany klubowe, trudne do uzyskania dla innych systemy jakości, rozwinęli marketing i promocję, wymusili inne traktowanie przez sieci detaliczne, weszli w ekologię, system zero pozostałości, produkt lokalny, zatrzymali wzrost niektórych kosztów produkcji, wydajność z hektara i zmniejszyli zapotrzebowanie na siłę roboczą oraz poprzez umaszynowienie zwiększyli wydajność pracy ręcznej itp. Przez to zwiększyli swoje marże w obrocie handlowym i zysk z kilograma produkcji. Podobne rozwiązania musimy wprowadzić chcąc w jakimś stopniu oprzeć się przyszłej i ciągle rosnącej ukraińskiej produkcji.
Zważywszy na politykę obecnego rządu należy oczekiwać, że Ukraina niedługo po zakończeniu wojny wejdzie do Unii i będzie mogła swobodnie, bez żadnych ceł i ograniczeń eksportować np. do Polski. Dlatego od kilku miesięcy mówię otwarcie, że polscy rolnicy powinni mieć prawo w tej sprawie się wypowiedzieć. Można to choćby zrobić przy okazji proponowanego referendum. Uważam, ze obok pytań o prywatyzację, wiek emerytalny i migrantów powinno pojawić się pytanie: „Czy jesteś za członkostwem Ukrainy w Unii Europejskiej”. To dla polskich rolników nie mniej ważna kwestia niż zaproponowane przez PiS pytania.
Dlaczego polscy rolnicy mają w tym temacie nie mieć nic do powiedzenia ?
Mirosław Maliszewski Prezes Związku Sadowników RP
- źródło: polskiesadownictwo.pl
Najnowsze komentarze