W wyjątkowo urodzajnym roku Polska, czwarty producent jabłek na świecie i największy w UE, ma poważny problem z rynkami zbytu. Dopiero teraz polskie sadownictwo odczuło w pełni konsekwencje rosyjskiego embarga, mówi prezes zrzeszenia producentów.
1 sierpnia minęło 8 lat, od kiedy Federacja Rosyjska wprowadziła embargo na polskie owoce i warzywa w odpowiedzi na unijne restrykcje po nielegalnej aneksji Półwyspu Krymskiego. Już w 2014 r. wskazywano, że zakaz ten najmocniej uderzy w producentów jabłek. Do 2013 r. Polska była największym dostawcą jabłek do Rosji, z kolei dla Polski Europa Wschodnia była głównym rynkiem zbytu tych owoców.
Skutki rosyjskiego embarga Polska odczuwa jednak w pełni dopiero teraz, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl Zbigniew Chołyk, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców STRYJNO-SAD.
Mimo iż od 2014 r. rynek rosyjski dla polskich sadowników oficjalnie się zamknął, to polskie jabłka wciąż jednak trafiały do Rosji, głównie przez Białoruś. „Nie były to już co prawda ilości rzędu 800 tys. – 1 mln ton, ale wciąż w niektórych latach na Białoruś trafiało kilkaset tysięcy ton”, zwraca uwagę Zbigniew Chołyk.
Problem pojawił się wraz z zamknięciem rynku przez Białoruś w związku z unijnymi , co doprowadziło do zamknięcia tej kluczowej z punktu widzenia polskiego eksportu drogi. „Tymczasem my – na nasze nieszczęście – zwiększamy produkcję. Paradoksem może wydawać się, że po wprowadzeniu embarga produkcja nie spadła, a znacząco się zwiększyła”, mówi prezes STRYJNO-SAD.
„Rynki zagraniczne powinny bardziej otworzyć się na polskie jabłka”
Wobec braku możliwości eksportu jabłek do Europy Wschodniej i zamkniętego rynku egipskiego producenci poszukują alternatywnych rynków, zarówno w Europie, jak i poza kontynentem. Sprawa jest tym bardziej paląca, że rok jest wyjątkowo urodzajny pod względem wielkości produkcji.
Zrzeszenie STRYJNO-SAD sprzedaje obecnie jabłka m.in. do Irlandii, Mongolii, Egiptu, Hiszpanii czy Jordanii. „Kwoty eksportu są jednak znacznie niższe od wielkości produkcji”, podkreśla Zbigniew Chołyk.
Jak wskazuje, jabłka trafiają także do Słowenii czy Rumunii. „Wciąż jest to jednak za mało w stosunku do oczekiwań”, zastrzega.
„Zagraniczne rynki powinny w większym stopniu otworzyć się na polskie jabłka”, uważa prezes STRYJNO-SAD.
- źródło: euractiv.pl / Czytaj całość na euractiv.pl
Najnowsze komentarze