Dniówka to nawet 600 zł, a mimo wszystko brakuje chętnych do pracy. Sadownicy z Lubelszczyzny szukają pracowników sezonowych do zbioru owoców miękkich – głównie truskawek i malin.
Do dnia wybuchu wojny w Ukrainie około 90% pracowników sezonowych w Polsce pochodziło zza wschodniej granicy.
Polska jest europejską potęgą w produkcji owoców miękkich, ale plantatorzy i sadownicy nie mają powodów do radości. Do niskich cen owoców w skupie, dochodzą coraz większe problemy z pracownikami sezonowymi do zbioru truskawek czy malin.
– Widać to już teraz, a sezon dopiero się rozpoczął – mówi Tomasz Solis, członek zarządu głównego Związku Sadowników RP. – Mogę powiedzieć to z pewnością, że będzie trudniejszy od poprzedniego dlatego, że rynek pracy w Polsce, generalnie jeśli mówimy o pracownikach z Ukrainy, na których bazowaliśmy przez lata, otworzył się dosyć szeroko. Inne branże są atrakcyjniejsze.
Plantatorzy, którzy sprzedają truskawki na rynku na Elizówce mówią jasno, że deficyt wynika z toczącej się na Ukrainie wojny. Polacy nie chcą pracować przy zbiorze owoców. – Ciężko o jakiegoś mężczyznę do pracy. Nie wszystkie kobiety chcą zostawić resztę i wyjechać – mówi jeden z plantatorów.
To, że kryzys jest duży widać po samych truskawkach. Na niektórych plantacjach na Lubelszczyźnie nie ma kto zbierać. Za dwa tygodnie dojdą duże zbiory malin, bo wilgotna wiosna spowodowała, że plony nie będą najgorsze. Brak pracowników sezonowych nie dziwi Piotra Krzesińskiego z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie. – Za równo podwyżka płacy minimalnej sprawia, że warto podjąć zatrudnienie stałe, a nie w formie pracy sezonowej. Z drugiej strony mamy zdecydowanie mniej zarejestrowanych bezrobotnych jest to około 5 tys. mniej niż w roku ubiegłym, czyli o koło 10%. Podaż pracowników na rynku pracy jest mniejsza. Powody? Wydaje mi się, że sama specyfika pracy. Ktoś woli podjąć pracę za minimalne wynagrodzenie w biurze czy nawet w sklepie niż podejmować takie krótkotrwałe zatrudnienie zależne od pogody, wymagające pewnego wysiłku fizycznego.
Sami plantatorzy przyznają, że zarobki np. przy zbiorze truskawek są godziwe. Mało który pracownik ma mniejsza dniówkę niż 300 złotych. Pracownicy mogą liczyć na wyżywienie czy zakwaterowanie. Tak jest m.in. u p. Leszka w rejonie Zwolenia. – Są takie osoby, które zbierają po 200 łubianek dziennie. I ilość tych łubianek razy 3 to jest 600 złotych, prosta rachuba.
- źródło: radio.lublin.pl
Eksperci przewidują, że truskawek w tym roku może być więcej, bo pogoda na razie sprzyja uprawom. Tymczasem, jak donosi "Rzeczpospolita", rąk do pracy przy zbiorze owoców brakuje, dlatego polscy producenci rozpoczęli nerwowe poszukiwania pracowników nawet w odległych krajach.
Według "Rzeczpospolitej" poszukiwania pracowników sezonowych już ruszyły, a osób chętnych do pracy polscy producenci poszukują m.in. w Nepalu, Indonezji i w innych krajach Azji, a nawet Afryki.
"Nie pomagają im przyciągnąć ludzi niskie stawki, które zaczynają się od 15 zł za godzinę na rękę (plus zakwaterowanie). Z kolei pracownikom nie pomagają polskie służby konsularne, np. Nepalczycy muszą podróżować do Indii, by złożyć wniosek o wizę" — podaje "Rzeczpospolita".
Andrzej Gajowiczek, prezes Krajowego Stowarzyszenia Przetwórców Owoców i Warzyw, podkreślił, że brak rąk do pracy odczuliśmy po wybuchu wojny w Ukrainie, dlatego dziś branża sprowadza ludzi z całego świata. Dodał, że Polska, choć jest potęgą w przetwórstwie owoców, nadal nie ma jeszcze automatów do zbioru owoców.
Eksperci podkreślają, że pogoda na razie sprzyja uprawom truskawek, dlatego w tym roku powinno być ich więcej niż w ubiegłym roku.
- źródło: businessinsider.com.pl
Najnowsze komentarze