Boom na jabłkowy trunek już był. Najwięksi gracze się zwinęli, a wraz z nimi kategoria — wynika z danych. To transformacja, do tego korzystna — mówią ci, którzy zostali.
Cydr miał w Polsce zrobić karierę na wielką skalę, przynajmniej z kilku powodów. W 2013 r., dzięki obniżce akcyzy, ruszyła budowa rynku, prawie od zera, a sadownicy i producenci alkoholi zacierali ręce. Mieliśmy i mamy dostęp do surowca, czyli jabłek, mamy też producentów. Ku tej kategorii ciągnęli i krajowi winiarze, borykający się od lat z kurczącą się sprzedażą win owocowych, i piwowarzy — ze względu na podobieństwo cydru jako napoju niskoalkoholowego do piwa i zbudowanej już dla tego drugiego dystrybucji. Zainteresowani byli nawet gracze z rynku mocnych trunków. Następował też wysyp zupełnie nowych podmiotów, zakładanych tylko pod kątem rozpoczęcia produkcji cydru. Dziś po tym poruszeniu pozostało niewiele.
Moda na cydr już się skończyłahttps://t.co/p6QHM28TlV
— Puls Biznesu (@puls_biznesu) 7 sierpnia 2018
Boom na cydr był w 2014 r. Teraz kolejny rok z rzędu kategoria ta traci na znaczeniu. Ostatnią deską ratunku wydawała się pierwsza połowa tego roku — wiosna była bardzo ciepła, odbył się mundial, co naturalnie pobudza sprzedaż alkoholi niskoprocentowych. W tym czasie piwo urosło o 6 proc., a cydr spadł o 7 proc. — podsumowuje Adam Dużyński, ekspert Nielsena.
Widać, że producenci przestają trochę wierzyć w ten produkt, podobnie sprzedawcy. Dystrybucja cydru na stacjach benzynowych, na których rośnie sprzedaż alkoholi m.in. z powodu niedziel bez handlu, skurczyła się z 41 proc. w czerwcu zeszłego roku do 18 proc. w czerwcu tego roku. Zmniejsza się też dystrybucja w małych i średnich sklepach, które dla sprzedaży alkoholi są najważniejszych kanałem — dodaje Adam Dużyński.
- źródło: pb.pl / Czytaj całość >>>
Najnowsze komentarze