Ogrodnictwo i sadownictwo w sezonie zbiorów nie mogą się obejść bez siły roboczej. Mechanizacja jest niemal niemożliwa. Tylko zbiór ręczny gwarantuje wysoką jakość owoców i warzyw. Ale Polacy już od dawna nie chcą tego robić. Do tej pory zastępowali ich Ukraińcy.
Jeśli ich zabraknie, to branżę czekają poważne problemy. Jej przedstawiciele podkreślają, że sąsiedzi zza wschodniej granicy wciąż będą podejmować okresowe prace rolne. Jednak wraz ze wzrostem płac w innych sektorach w Polsce rosną także oczekiwania pracowników sezonowych. Są one trudne do spełnienia, ponieważ na rynku koszty produkcji nie mają znaczenia. Liczy się wyłącznie podaż i popyt.
Może się też okazać, że jedyną szansą na przetrwanie producentów będą przybysze z takich krajów jak Wietnam, Nepal czy Bangladesz.
Uprawy sadownicze, borówki, truskawki, maliny, a także pieczarki, pomidory czy ogórki ciągle wymagają dużej liczby pracowników do pielęgnacji, a głównie do zbiorów. Producenci owoców i warzyw od lat korzystają z pracy pomocników, tj. pracowników sezonowych oraz osób zatrudnianych na dłuższe okresy. Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW), podkreśla, że najczęściej są to Ukraińcy, a ręczny zbiór jest niezbędny, by zapewnić wysoką jakość produktów.
#Pracowników zza wschodniej granicy z każdym dniem przybywa, bo zaczynają się prace sezonowe. Według ZUS w kwietniu zgłoszonych było ponad 780 tysięcy #cudzoziemców. To o 110 tysięcy więcej, niż rok wcześniej ⤵⤵⤵https://t.co/X9GRxCIb9r
— sadownictwo (@sadowniczy) May 13, 2021
Polacy nie są taką pracą zainteresowani ze względu na jej specyfikę, głównie sezonowość. Ale z tego samego powodu odpowiada ona właśnie wschodnim sąsiadom, co oznacza, że trend na pewno się utrzyma. Ci pracownicy są bezwzględnie potrzebni
- komentuje Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP i poseł na Sejm z PSL.
Natomiast Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR), podkreśla, że w okresie prac sezonowych powszechne jest zjawisko zwiększonego zapotrzebowania na siłę roboczą. Dodaje, że brakuje wówczas rąk do pracy i polscy producenci muszą wspierać się pomocą obcokrajowców, przede wszystkim tych zza wschodniej granicy. Są oni niezbędni, ponieważ polskich robotników jest zbyt mało, a do tego wolą podejmować pracę w dużych miastach.
Jednak rosnące płace w wielu innych branżach w Polsce, także dla obcokrajowców, mogą utrudnić zatrudnianie pracowników sezonowych ze względu na wciąż niskie stawki w tym sektorze. Mirosław Maliszewski uważa, że w branży wszystko zależy od cen uzyskiwanych za owoce. Jeśli pozostaną na obecnym poziomie, części sadowników nie będzie stać na zewnętrzną siłę roboczą. Jego zdaniem, wszystko zależy od sytuacji dochodowej plantatorów, którzy konkurują z innymi dziedzinami gospodarki, na przykład z budownictwem, które może płacić więcej.
Mamy rynek pracownika i jeśli potrzeba rąk do pracy, to trzeba zapłacić takie stawki, aby praca została wykonana. Polscy producenci nie będą w stanie sami poradzić sobie z pracami sezonowymi. Brakuje ludzi. Ostatnie lata pokazały, że wciąż są obcokrajowcy chętni do podjęcia tego typu pracy. I raczej nic nie wskazuje na to, aby ten rok miał być inny
- przekonuje prezes KRIR.
Mirosław Maliszewski twierdzi, że już widać odpływ pracowników z Ukrainy do innych sektorów gospodarki czy do sąsiednich krajów. Metodą na poradzenie sobie z brakami siły roboczej zza wschodniej granicy jest zatrudnianie osób z innych krajów, np. azjatyckich, jak m.in. Indie, Wietnam, Nepal czy Bangladesz. Do tego Witold Boguta dodaje, że polityka polskiego rządu, podobnie zresztą jak innych państw, jest tutaj kluczowa. Ważne będzie stworzenie odpowiednich warunków do przyjazdu i zatrudniania w Polsce pracowników z bardziej odległych krajów.
- źródło: biznes.interia.pl za mondaynews.pl
Najnowsze komentarze