Jak czytamy na next.gazeta.pl wiadomo już, na co idzie 200 mln zł, które otrzymała na start Rolno-Spożywcza Spółka Inwestycyjna (RSSI). Pieniądze przeznaczono głównie na pensje oraz samochody dla ośmiu jej pracowników.
Po przeszło pół roku działalności, spółka zdołała jedynie kupić tysiąc ton jabłek.
W połowie kwietnia Wirtualna Polska opisała sprawę Rolno-Spożywczej Spółki Inwestycyjnej. Miała ona wspierać rolno-spożywczy rynek, a także uzupełniać działalność Narodowego Holdingu Spożywczego. - Nowy podmiot będzie miał możliwość inwestowania poprzez przejmowanie upadających na rynku rolno-spożywczym zakładów np. przetwórczych, magazynów, chłodni - zapewniał, jak cytuje WP, wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik. Polityk przekonywał, że powstanie RSSI oznacza, iż rząd bardzo poważnie podchodzi do problemów związanych z rynkiem rolnym.
100 proc. udziałów objął Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który wniósł 200 mln złotych (tyle też wynosi kapitał zakładowy RSSI). Urzędnicy KOWR deklarowali, że Rolno-Spożywcza Spółka Inwestycyjna ma być aktywnym podmiotem, "który poprzez swoją działalność zajmie się stabilizacją rynków rolnych".
W kwietniu, po kilku miesiącach działalności spółka była wciąż na etapie organizacji, w tym przygotowania zaplecza, pozyskiwania specjalistów oraz narzędzi do pracy.
W spółce zatrudnione jest osiem osób, które średnio otrzymują 8649 zł brutto miesięcznie. Wynagrodzenie prezesa zarządu RSSI, Marcina Kaczmarczyka ustalono na poziomie 22 018,90 zł brutto, jego wice otrzymuje natomiast 21 578,52 zł brutto. Na ośmiu pracowników przypada pięć samochodów. Miesięcznie wydatki spółki pochłaniają ponad 1,4 mln zł, z czego na warszawską centralę idzie 314 tys. zł, a na zakłady w Stanisławowie i Regnowie 1,12 tys. zł. Pieniądze te są przeznaczane na zakup materiałów, usługi dezynfekcji, mycie, porządkowanie, remonty, serwisy, przywracanie zdolności produkcyjnych linii sortującej i wynagrodzenia pracowników.
Nie licząc przywrócenia do używalności zakładów w Stanisławowie i Regnowie, spółka przez pół roku działalności zdołała jedynie pozyskać z krajowego rynku 1 tys. ton polskich jabłek oraz sprzedać 450 ton m.in. do Kazachstanu, Singapuru i Litwy.
- To skok na kasę i uwłaszczanie się na państwowych środkach. W szczególności w sytuacji, kiedy spada dochodowość w rolnictwie, wykłada się 200 milionów złotych na działalność spółki i jeszcze chwali się, że spółce udało się pozyskać tysiąc ton jabłek... W sytuacji, kiedy niewiele pomógł państwowy skup 250 tysięcy ton jabłek, to jest tak żenujące, że nie wiadomo jak to skomentować - powiedziała Wirtualnej Polsce Dorota Niedziela, posłanka Platformy Obywatelskiej.
- źródło: next.gazeta.pl / Czytaj całość na next.gazeta.pl
Najnowsze komentarze